Materiał archiwalny, opublikowany pierwotnie przeze mnie 26 stycznia 2021 w serwisie inkedin: Don’t be evil GA4!. Ostatnie zdanie okazało się prorocze (GA4). Zapraszam do lektury z myszką.
Nie jestem fanboyem korporacji Google. Nową wersję Google Analytics przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Poniższy artykuł prezentuje moje pierwsze, subiektywne impresje związane z obecną betą GA, po dość pobieżnym na razie, przyznaję, kontakcie z narzędziem.
Kiedyś Google afiszowało się swoją etyką. Sztandarową dewizą (cichcem zmienioną w 2018 roku przy okazji zajęcia się przez Google pracami nad sztuczną inteligencją dla dronów wojskowych) było „Don’t be evil”. Kiedyś Google wywęszyło interes na rodzącym się rynku danych i kupiło system Urchin, na podstawie którego rozwinęło własny produkt pod zmienioną nazwą Google Analytics. Od kilku lat Google będące w klubie światowych monopolistów trzymających nasze dane osobowe (GAFA – Google Apple Facebook Amazon) powoli deprecjonuje świat oparty na zbieraniu danych przy pomocy cookies. Jest to kompleks działań takich jak lansowanie SSL, anonimizacja DNS, wprowadzenie Do Not Track, domyślne wyłączenie zbierania danych w przeglądarce itd.). Ponieważ Google dysponuje największą na świecie bazą danych osobowych i formalną zgodą użytkowników na jej DOWOLNE wykorzystanie nie potrzebuje już cookies, co więcej, kiedy cookies przestaną być powszechnie używane, Google stanie się monopolistą na rynku targetowanej reklamy w internecie.
W tym momencie pojawia się „nowy” produkt pod marketingową nazwą GA4. Zastanówmy się przez chwilę, czym jest GA4, co oferuje, co zmienia i czy jest rzeczywiście jakąś nową jakością na rynku analityki. Kto z czytelników wiedział, że poprzednia wersja GA to „trójka”?
Każdy system analityczny jest prosty jak budowa młotka. Zbiera tzw. hity, czyli do informacji o dokładnym czasie interakcji dokleja informacje o rodzaju tej interakcji. Reszta to już tylko takie czy inne przetwarzanie zebranych danych i ich prezentacja. Google dostarczyło wspaniałe i rzeczywiście darmowe narzędzie do tego i nie jest to GA lecz Google Tag Manager.
Tak zebrane dane są następnie przechowywane i przetwarzane. Google dane przechowuje i daje nam do nich częściowo dostęp w ograniczonym zakresie (nie ma w tym nic złego, wszak chodzi o usługę, za którą nie płacimy gotówką). To jest blackbox i nic użytkownikowi do tego, co z tymi danymi się dzieje. Przeciętny użytkownik używając jakichkolwiek narzędzi Google wyraża w jawny sposób na rezygnację ze swojej prywatności danych. Każdy użytkownik GA wyraża wyraża w jawny sposób na rezygnację z wszelkich praw do zebranych przez siebie danych. Google jest w dwójnasób bezpieczne. Chociaż jest to mniej lub bardziej zgodne z obowiązującym prawem, nie ma już nic wspólnego z pierwotną dewizą „Don’t be evil” i, IMHO, z etyką.
Ostatnim elementem systemu analitycznego jest prezentacja zebranych danych. Tutaj bezsprzecznie należą się korporacji Google wielkie brawa. Jeśli chodzi o obróbkę i wizualizację danych GA do niedawna nie miało sobie równych, a zbliżone alternatywy były bardzo drogie, w przeciwieństwie do „darmowego” GA, za które płaciliśmy “jedynie” danymi.
Tutaj dochodzimy do GA4. W mojej opinii, w przeciwieństwie do jego reklamowanego nowatorstwa nie zmienił się system zbierania ani przechowywania danych. Zmiana dotyczy jedynie interfejsu do prezentacji danych i możliwości agregowania danych mobilnych. Pomińmy bełkot marketingowy mówiący o zmianie podejścia do danych, porzuceniu sesji i skupieniu się na zdarzeniach i użytkownikach. W praktyce otrzymujemy znacznie okrojony interfejs, dający dużo mniejsze możliwości analizy i wizualizacji danych. W mojej subiektywnej opinii interfejs trudniejszy do zrozumienia przez zwykłego użytkownika i mniej intuicyjny. Interfejs, który blokuje możliwość utrzymania ciągłości analizy po rozpoczęciu użytkowania nowej wersji!
Owszem, możliwości jego konfiguracji w dalszym ciągu są duże, ale to wartość dodana jedynie dla osób zawodowo parających się analityką internetową.
Mam wrażenie, że korporacja Google po prostu zabrała dużą część tego, co dała użytkownikom w zamian za ich dane. Dane sobie oczywiście zatrzyma i będzie zabierać dalej, ale nakłady na utrzymanie serwerów będą znacząco niższe co pozwoli Googlom maksymalizować zyski w czasie światowego kryzysu.
Nadzieję upatruję w dobrze rozwiniętym rynku narzędzi analitycznych, który tym się różni od korporacji Google, że swoje usługi świadczy za pieniądze, a nie za dane. Możliwe, że stanie się tak, że użytkownicy zamiast dostosowywać się do nowego, ograniczonego interfejsu Google Analytics wybiorą inne narzędzia, które bardziej będą się dostosowały do ich potrzeb i przyzwyczajeń. Jest to tylko jedno z możliwych rozwiązań, ale nie mam wielkiej nadziei, że tak się właśnie stanie. Sądzę, że raczej poważna analityka webowa stanie się kosztownym narzędziem dla wybranych, a czasy powszechnej, dobrej i niedrogiej analityki odejdą do lamusa.